gru 08 2004

pala to takie zwierze, ktoremu tajemnicy...


Komentarze: 6

dachy wiezowcow juz nigdy nie beda pachnialy taka beztroska jak kiedys. niegdysiejsze wyprawy z lirycznym rozchelstaniem. kupowanie w kiosku jolanty kwasniewskiej gum do zucia, olowka, czy tez wsuwek, juz nigdy nie bedzie mialo tego wiadomego pretekstu. wchodzenie do klatki schodowej, brzydkiej i odrapanej, juz nigdy nie bedzie nastepstwem tak racjonalnego rozluznienia wszystkich miesni. jechanie winda na ostatnie pietro, mijanie pietra siodmego, na ktorym jezus chrystus musial mieszkac (jak sie potem okazalo- nie mieszkal) od osmego pazdziernika przybralo swojego wymiaru apokalipsy. no i w koncu, otwieranie drzwiczek szczescia, salonu doczesnej prywatnosci, wyzszosci nad swiatem i pelnowymiarowego poczucia braku obserwacji juz nigdy nie obedzie sie bez nerwowej paniki i nadmiernym strachem. a tam, na dachu byla idylla naszej miastowosci. we wrzesniowe, wczesnojesienne, niosace maly wiaterek, jednak nadal cieple dni, kiedy smola sie podtapiala, kiedy wszystko bylo przyjemne i sloneczne. kilkadziesiac metrow kwadratowych bedace dachem, dachu niemajace niosla radosc niepojeta, niosla szczescie i gruchoczaca chec kupienia bzdetow u jolanty kwasniewskiej, rozprawiania o rzeczach wznioslych, blachych, pierdolowatych i nikczemnych, wciagania cukru nosem, zakapturzonych drzemek, wychuchanego zaciagania, oraz posiadania na wlasnosc dumy i honoru z pojecia ontologicznego 'swojego miejsca'. egzystencja na dachu niosla rozwoj swoj oczywisty. w miare dni powiekszala sie kolekcja butelek po napojach wiadomo jakich, ktorej prawowitym zalozycielem nie bylam, zmaterializowalo sie odrapane krzeslo a i nawet calkiem wilczasty kaganiec. chlebak i wykladzina umarly zaraz po narodzeniu. w dzien osmego pazdziernika. w dzien masowej zaglady egzystencji na dachu.

dachowanie teraz ma sens zerowy. wszem i bowiem, z mojego cykorstwa wrodzonego wynika, ze ten rodzaj spedzania czasu, bezpowrotnie utracil swe zdrowotne wartosci. wyparowaly z niego procenty, lecznicze duperele i rozkoszne chwile podniecenia. zostala ziemia asfaltowa, na nia inni dachowi dramaciarze pluja zaciecie. grawitacja jeszcze nigdy nie byla taka silna. grawitacja. 

ania_zet : :
Lambslayer
29 grudnia 2004, 23:13
Pani Zetkowska co jest grane? Jakies zatwardzenie pania dopadło? :]
11 grudnia 2004, 23:16
naród, społeczność, grupa, każdy wienien posiadać swoje miejsce na ziemi. nie koniecznie w sensie duchowym. częśc materialna świata, prawnie, czy poza prawem przynależąca do osobników zgromadzonych w jakimś celu winna spełniac świętości założenia. nóż w kieszeni piszczy złowrogo, myśląc co dzieje się między \"nami\". jak wiele człowiek potrafi zabrać człowiekowi! jak wielką sprawia mu to satysfakcję i jak ciężko wyzbyć się takiej pokusy. tutaj pewnie bunt pomagać nie może, bo niesklasyfikowany prawnie jest!
Zdzisiu
10 grudnia 2004, 23:43
a chuj i tyle...
Lambslayer
10 grudnia 2004, 01:33
Z deszczu pod rynnę... łoj szkoda mety. Ale to chyba nie jedyny wysokościowiec w Sosnowcu :>
08 grudnia 2004, 13:56
hmm lubialm ten dach ale chodzilam tam chyba rzasdziej niz wy... i od krutszego czasu... ale pamietam gdy kiedys plakalam poszlam tam i siedzilam... w ciszy w spokoju w samotnosci... bylo mi tam dobrze... na poczatku ta cala historia niewydawala mi sie taka smutna ale teraz tez mnie przytlacza to ze cos stracilam... nostalgia...
08 grudnia 2004, 13:25

Dodaj komentarz