Najnowsze wpisy


sty 16 2005 kocham was, bracia i siostrzyczki
Komentarze: 7

pojac stan niepojety innego czlowieka, jest najtrudniej. nie umiem, nie potrafie, nie rozumiem zlych nastrojow kiedy samej serce tryska entuzjazmem z zycia i mega nachapaniem szczesciem. i teraz odstaw na bok wlasny orgazm zyciowy aby obgryzac paznokcie nad losami tych biedniejszych, pokrzywdzonych i z ujemnym poczuciem radosci istnienia. i nawet nie chodzi o tego jebaka najpodlejszego -litosc. chodzi o  pomoc. bo o ile zrozumiec siebie, i wlasne mechanizmy ego jest bardzo mozolnie, to o tyle zrozumiec cudze i zupelnie osobno funkcjonujace nastroje jest prawie niewykonalne. wspolczucie i jakakolwiek wspolpraca z drugim czlowiekiem to chyba taki kreciolek naszych egzystencji do chrzanu. i w sumie, to wszystko jest zajebiscie trudne. a wszedobylsko rozumiana owa pomoc, to nie tylko pokrzepienie, poklepanie, pouczenie, i checi poprawy. to taka bardzo amatorska taktyka na male zbawienie, przepis na szczescie, tudziez zawieszenie obowiazkow placzu i szlochow. i o ile biadolenie o tym felerze mojego istnienia wychodzi mi conajmniej frasobliwie, to jednak przerysowanie tego na kartke codziennych zmagan caly czas stoi w miejscu blotnym i klejowatym. tak to juz chyba bedzie, ze psycholog i zbawiciel ze mnie zaden. pani swiata tez marna. i wlasnie w tym miejscu zaczyna sie wkrecac i wiercic oraz mielic ten owy pstryczek, jakim jest nasza wrodzona cecha, to kurewskie spoleczne zycie w grupie. co ja mam robic, jak cierpia kolo mnie?

ania_zet : :
sty 07 2005 lepsiejszy nowy rok, zrob do przodu krok
Komentarze: 2

wszelakie przejawy nuty tworczosci wisza na sznurku w moim pokoju. wiatr nie wieje, przeciagu nie ma. tworczosc wisi. nie dynda, kolacze, drga ani nawet namawia do malego rozbujania. bezruch totalny. zastoj bezczynny. remament. inwentaryzacja. przerwa swiateczna. nie wiem, nie mowi mi nic, ani w bezsenne noce ani w zimne dni. po prostu wisi na cholernym sznurku i dyndac nie smie. wyrazistosc pustelniczych mysli stracila na swej skrajnosci. chociaz przyznac trzeba, taka obnazona z checi przetarcia klawiszy jest mi calkiem rozkosznie. dave mathews leczy mnie ta swoja lawiracja akustyczna codziennie w media player. choc moze i leczenie tez mi juz nie potrzebne. jestem bezowocnym wypierdkiem. zrob mi cos.

ania_zet : :
gru 08 2004 pala to takie zwierze, ktoremu tajemnicy...
Komentarze: 6

dachy wiezowcow juz nigdy nie beda pachnialy taka beztroska jak kiedys. niegdysiejsze wyprawy z lirycznym rozchelstaniem. kupowanie w kiosku jolanty kwasniewskiej gum do zucia, olowka, czy tez wsuwek, juz nigdy nie bedzie mialo tego wiadomego pretekstu. wchodzenie do klatki schodowej, brzydkiej i odrapanej, juz nigdy nie bedzie nastepstwem tak racjonalnego rozluznienia wszystkich miesni. jechanie winda na ostatnie pietro, mijanie pietra siodmego, na ktorym jezus chrystus musial mieszkac (jak sie potem okazalo- nie mieszkal) od osmego pazdziernika przybralo swojego wymiaru apokalipsy. no i w koncu, otwieranie drzwiczek szczescia, salonu doczesnej prywatnosci, wyzszosci nad swiatem i pelnowymiarowego poczucia braku obserwacji juz nigdy nie obedzie sie bez nerwowej paniki i nadmiernym strachem. a tam, na dachu byla idylla naszej miastowosci. we wrzesniowe, wczesnojesienne, niosace maly wiaterek, jednak nadal cieple dni, kiedy smola sie podtapiala, kiedy wszystko bylo przyjemne i sloneczne. kilkadziesiac metrow kwadratowych bedace dachem, dachu niemajace niosla radosc niepojeta, niosla szczescie i gruchoczaca chec kupienia bzdetow u jolanty kwasniewskiej, rozprawiania o rzeczach wznioslych, blachych, pierdolowatych i nikczemnych, wciagania cukru nosem, zakapturzonych drzemek, wychuchanego zaciagania, oraz posiadania na wlasnosc dumy i honoru z pojecia ontologicznego 'swojego miejsca'. egzystencja na dachu niosla rozwoj swoj oczywisty. w miare dni powiekszala sie kolekcja butelek po napojach wiadomo jakich, ktorej prawowitym zalozycielem nie bylam, zmaterializowalo sie odrapane krzeslo a i nawet calkiem wilczasty kaganiec. chlebak i wykladzina umarly zaraz po narodzeniu. w dzien osmego pazdziernika. w dzien masowej zaglady egzystencji na dachu.

dachowanie teraz ma sens zerowy. wszem i bowiem, z mojego cykorstwa wrodzonego wynika, ze ten rodzaj spedzania czasu, bezpowrotnie utracil swe zdrowotne wartosci. wyparowaly z niego procenty, lecznicze duperele i rozkoszne chwile podniecenia. zostala ziemia asfaltowa, na nia inni dachowi dramaciarze pluja zaciecie. grawitacja jeszcze nigdy nie byla taka silna. grawitacja. 

ania_zet : :
gru 06 2004 'chcialbym miec tatuaz... zabije czlowieka,...
Komentarze: 2

-spisz na pozwijanym przescieradle

- bo jestem psem. psem pawlowa

-a to sobie spij

ania_zet : :
gru 03 2004 blog to najmarniejsza forma literackiej publikacji,...
Komentarze: 2

mysle, ze silna materializacja wirusa w moim komputerze bardzo chytrze zabrala mi mozliwosc wylania tego, co lezy mi na sercu. buahahahahaha. jednak jesli juz przechytrzylam niemila opatrznosc losu, i jestem tu razem z wami to nie podziele sie nowymi wrazeniami. po prostu popierdole od rzeczy, niezwracajac uwagi na wieksza ilosc czytelnikow niz zero. buahahaha.

w sumie przyznac trzeba, ze jest kupa. wiele znajomosci przybiera niefrasobliwego automatyzmu, ktory mechanizuje rozwoj dalszej egzystencji. chodzi mniej wiecej o to, ze po kilku miesiacach, nie zwracasz uwagi czy osoba z ktora wracasz do domu i siedzisz na lawce jest ci koniecznie potrzebna do twojego wlasnego rozwoju, i czy do owego przebiegu moze cos dodac. zaoferowanie swoich uslug na plaszczyznie kumpelstwa, nie ma tu nic do gadania. nie zaprzatam sobie czasu na transakcje-przyjaznie. poruszam problem mechanizmu pewnych rzeczy, ich rutynowosc i moja obecnosc w tejze kupie. ewidentne eliminowanie takich zachowan przybiera na razie rozmiar mierny. . .

jak juz sobie filozoficznie popierdolilismy, to przejdzmy do skubania resztek ludzkiej godnosci. albowiem, pozycje z numerem setnym na liscie wyjebancow- powstalo w ostatnich dniach cos takiego- zajal stereotypowy weteran pokemona klasycznego. ostatecznie wygral z oblesnym drecholem i reszta popaprancow, ktora rownie walecznie bronila swojej nominacji. niestety, ostatecznie doprowadzajac do swojego krachu i zajmujac kolejne pozycje. bo chyba wiadomo ze miejsce setne to taka mala rocznica. ach wiec, geneza powstania listy wyjebancow jest taka, ze probujac oszacowac swoja nienawisc, do roznorodnych i oryginalnych mend spolecznych spisujemy wszystkich na bardzo dlugiej rolce papieru kredowego. nasz ranking to rejestracja a takze znakomity sposob na rozladowanie negatywnej energii! zrob sobie w domu!

nie wiem, czy bardziej tragiczne jest byc na naszej liscie, czy tez ja tworzyc. zdaje sobie sprawe z naszego pojebania zaawansowanego, i wyrazistosci naszych wyjebanych pomyslow, jednakze, jest to niebanalnie komiczne, zrobic sto osob do wyjebania w dwa dni! tak naprawde to chce plakac...

mowiac w liczbie mnogiej mam tu ochote uklonic sie i podzielic nieodzowny szacunek w strone moich porytych towarzyszy zycia codziennego. mery krismas!

ania_zet : :